Skonfigurowanie subodmeny to rzecz prosta. Pozostaje inna kwestia – jak zautomatyzować proces, aby adres home.domena.pl zawsze kierował na naszą domową maszynę? Nic prostszego – możemy wykorzystać DDNS / DynDNS / dynamiczny DNS.
Proces polega na tym, że wydzielamy z naszej domena.pl subdomenę, która ma inny TTL (czas odświeżania) i zarządzamy samą domeną oddzielnie (co też umożliwia lepszą kontrolę pod względem bezpieczeństwa).
Możemy wykorzystać darmowe serwisy oferujące usługę DDNS, gdzie dostaniemy subdomenę w ramach ich domeny. Z naszej strony pozostaje ustawić cykliczną operację (cron) na wysłanie zapytania do API celem aktualizacji wpisu DNS dla subdomeny.
Taką usługę oferuje chociażby FreeDNS. Rejestracja jest bardzo prosta, po wszystkim pozostaje nam wywołanie przekazanego URI z tokenem naszej subdomeny w naszej sieci lokalnej (router/serwer/etc):
[~] $ curl https://sync.afraid.org/u/CyTXMbtq5cPnLjEg5vKHTPDE/ Updated demo.freshdns.com from 107.170.238.X to 50.23.197.94
Jeśli posiadacie własną domenę i korzystacie z gotowego panelu do zarządzania domeną to często jest możliwość skonfigurowania bezpośrednio tam DDNS. Taką usługę oferuje chociażby OVH.
Ale może niektórzy z Was lubią posiadać większą kontrolę nad domeną (specyficzne rekordy) niż oferuje firma, w której opłacacie domenę. Posiadacie np. własną instancję BIND, gdzie trzymacie kilka domen (prostą konfigurację BIND opisałem w 2010 roku) i chcielibyście wykorzystać ten serwer nazw do DDNS.
Sam tak właśnie pomyślałem, gdy okazało się, że na jednym z interfejsów zewn. posiadam dość zmienną adresację.
Zacznijmy od zmiany w samym BIND. Powiedzmy, że posiadamy domenę domena.pl i jej strefa u nas wygląda następująco:
$TTL 86400 $ORIGIN domena.pl. @ IN SOA dns1.domena.pl. root.domena.pl. ( 2010111801 ;; serial 2H ;; refresh 1H ;; retry 7D ;; expire 1D ;; TTL ) @ IN NS dns1.domena.pl. @ IN NS dns2.domena.pl. @ IN MX 10 mail.domena.pl. @ IN A XXX.XX.XX.X dns1 IN A XXX.XX.XX.X dns2 IN A YYY.YY.YY.Y www IN CNAME @ mail IN CNAME @ ftp IN CNAME www
I gdy chemy dodać dodać naszą domową/lokalną subdomenę tworzymy dodatkową pozycją:
home IN A ZZZ.ZZ.ZZ.Z
Ale w naszym przypadku dodajemy home.domena.pl z informacją, że jest zarządzana osobno:
home IN NS dns1.domena.pl.]]>
Look mom, I just made myself a TODO "system". pic.twitter.com/Tjm6J2Mwhe
— Radek Benkel (@singlespl) December 1, 2014
Jedna z odpowiedzi sugerowała, że żartuję i robię sobie przysłowiowe jaja. Haczyk w tym, że wcale nie. Pokażę Wam w jaki sposób mam zorganizowane zarządzanie pocztą – a co za tym idzie – jak system TODO oparty na mailu idealnie się w to wpasowuje.
Dla tych z Was, którzy czytali „Getting Things Done” Allena metody te nie będą pewnie nowością. Mi ta książka nie podeszła, ale podświadomych inspiracji nie wykluczam :).
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że spora większość maili które otrzymuję wymaga jakiejś akcji:
Nieistotne jest kiedy zajmiecie się danym mailem. Możecie korzystać z zasady „jeśli coś zajmuje mniej niż 5 minut, to zrób to od razu”, możecie zostawiać na potem. Ważny jest fakt, żeby leżał w skrzynce dopóki się nim nie zajmiecie.
Oraz jej rozwinięcie: mail na którego odpowiedziałeś i/lub nie wymaga od Ciebie akcji jest od razu archiwizowany/usuwany.
Ja usuwam – kosz najczęściej opróżniany jest po 30 dniach, tak więc jeśli dyskusja będzie się ciągnąć, to i tak będę miał dostęp do tego maila. Jeśli nie, to zakładam że nadawca przy następnym mailu dołączy kontekst.
Wyobraźcie sobie sytuację, że reklamujecie jakiś produkt wysyłając maila do sprzedawcy. Czasami można zapomnieć o tym, że sprzedawca miał nam odpisać. Jest na to prosty sposób – podczas pisania maila dodajcie siebie do BCC – tym sposobem mail trafi do skrzynki odbiorczej i nie zapomnicie. A dodatkowo dzięki temu, że przy każdym mailu widnieje data wysłania będziecie widzieć jak długo zajęła mu odpowiedź.
Jeśli długo nie dostajecie odpowiedzi, to już Wasza decyzja co zrobić z tym mailem dalej – jeśli odpuszczacie sprawę, to maila kasujecie albo nadajecie mu specjalną etykietę – patrz zasada nr #4.
]]>
Najpierw wybieramy ile chcemy płacić miesięcznie. Mamy do wyboru zakres kwot od 1 do 3 dolarów. Jak już zapłacimy i trafimy na stronę, która korzysta z Contributora, nie pojawią się nam reklamy serwowane przez Google. Czyli otrzymamy coś na zasadzie płatnych subskrypcji treści w zamian za usunięcie reklam. Pomysł nie jest nowy i wykorzystywany również na naszym podwórku - najbardziej u nas rozpowszechnione jest chyba Piano (to nie do końca to samo, ale idea jest podobna).
Zastanówmy się jednak jakie ta usługa niesie za sobą konsekwencje. Po pierwsze Google otrzyma kolejną porcję danych o nas. Aby korzystać z Contribute, trzeba będzie być zalogowanym do konta Google, a co za tym idzie cała nasza historia przeglądanych stron trafi do Google. Po drugie, zarobią na tym tylko duże serwisy, z dużą ilością odsłon, ponieważ opłata uiszczana przez użytkowników będzie dzielona proporcjonalnie do ilości odwiedzin (część tej kwoty oczywiście zostanie w kieszeni Google). I na koniec coś, co mnie najbardziej martwi - jest to pierwszy krok do przyzwyczajenia użytkowników do płacenia za treści w sieci. O ile nie mam nic przeciwko płaceniu za dobre treści, tak obawiam się, że upowszechnienie się Contributora spowoduje, że płacić będziemy za każdą treść, również taką, która, delikatnie mówiąc, jest beznadziejna.
Jak potoczą się losy usługi, pokaże czas. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że Contributor się rozwinie i faktycznie będzie wspierał twórców treści, które dzięki zastrzykowi gotówki będą na coraz wyższym poziomie. Do tego czasu pozostanę przy tandemie Firefox + Adblock.
]]>
Naprzeciw oczekiwaniom użytkowników, wyszedł Google, przygotowując No CAPTCHA reCAPTCHA. Jest to nowy sposób weryfikowania osób odwiedzających nasz serwis.
Dzięki nowemu mechanizmowi CAPTCHA nie będziemy musieli już przepisywać niewyraźnych ciągów znaków, które przeszkodą były głównie dla człowieka. No CAPTCHA będzie analizować szereg parametrów, takich jak adres IP, ciasteczka zebrane podczas przeglądania internetu, czy ruch kursora myszy. Wszystkie te informacje pozwolą na określenie, czy odwiedzający jest człowiekiem, czy robotem. Jeśli z jakiegoś powodu odwiedzająca osoba wyda się podejrzana, pojawi się drugi etap weryfikacji w postaci tradycyjnego elementu CAPTCHA.
W przypadku urządzeń mobilnych pojawi się nieco inny rodzaj weryfikacji. Zamiast przepisywać kod z obrazka, będziemy musieli wskazać obrazki podobne do wyświetlonego wzorca.
Więcej informacji na temat NoCAPTCHA znajdziecie pod adresem www.google.com/recaptcha.
źródło: http://googleonlinesecurity.blogspot.com/2014/12/are-you-robot-introducing-no-captcha.html
]]>